Więc tak. Wymarzyłam sobie podróż z dzieckiem. Daleką, egzotyczną, z gwarantowanym słonkiem każdego dnia. Jeszcze będąc w ciąży, oczami wyobraźni widziałam nas na Bali. W końcu decyzja zapadła. Polecieliśmy tuż przed drugimi urodzinami Zośki. 

Lotnisko w Doha. Miś lampa

Opóźniony lot, czyli nieoczekiwane zdarzyło się już na początku wyjazdu…

O ile w kwestii podróżowania po Europie, nie zawsze trzymamy się zasady szukania biletów lotniczych z dużym wyprzedzeniem, o tyle w przypadku wyspy oddalonej o kilkanaście tysięcy kilometrów, zrobiliśmy to na kilka miesięcy przed wylotem. Spędziliśmy sporo czasu szukając połączeń lotniczych na Bali, które „umęczyłyby” Zośkę najmniej jak to tylko możliwe. Znaleźliśmy sześciogodzinny lot z Warszawy do Kataru o 9 rano, w czasie którego przewidzieliśmy południową drzemkę Bobo, potem niespełna godzina na lotnisku i dalej dziewięciogodzinny lot do Denpasar o godzinie 19, więc przespana w samolocie noc. Zapłaciliśmy za bilety więcej, ale komfort dziecka bezcenny, wiadomo.

Lotnisko w Doha. Rzeźba KAWS

Z Warszawy wylecieliśmy według rozkładu. Drzemka była. Wszystko super. Wysiedliśmy z samolotu, pozachwycaliśmy się przepięknym zachodem słońca w Dosze i ruszyliśmy w kierunku bramki… przy której dowiedzieliśmy się, że samolot będzie miał godzinne opóźnienie. Nawet nas to nie zmartwiło. Zośka zjadła lotniskowy jogurt z bananem, my wypiliśmy kawę… Po godzinie jednak okazało się, że dopiero o 1 w nocy będzie podana informacja, o której godzinie samolot poleci. Wszystko przez to, że na jednej z indonezyjskich wysp wybuchł wulkan.

Przysięgam, to jest moment, w którym jeśli jesteś z małym dzieckiem…

Ziemia osuwa się pod stopami

Po dwóch godzinach czekania i „urozmaicania” Zośce czasu, dowiedzieliśmy się, że samolot być może poleci rano. Po kolejnej godzinie partner wyszukujący informacji w Internecie dowiedział się, że nasz samolot jest „odwołany”. Tymczasem na tablicy rozkładów cały czas jeszcze wyświetlałsię jako „opóźniony”. 

Lotnisko w Doha. Wizyta w Hamleys

Lotnisko w Doha. Stefa Business

Po jakimś czasie przedstawiciele linii lotniczych spotkali się z uczestnikami odwołanego lotu i proponowali im rozwiązania w stylu: Bangkok, Singapur, Hongkong… Koszmar spotęgowany przez hałas, światła, neony, muzykę i niezliczoną ilość ludzi dookoła. W tym wszystkim mała Zośka, która na dobre już zaczęła się stresować. I ja plująca sobie w brodę, że wymyśliłam sobie Bali i przez swoje własne „marzenie” dziecko, które jest na co dzień wychillowane i radosne, teraz odczuwa ogromny stres. 

Linia lotnicza zapewniła nas, że rodziny z dziećmi są ich priorytetem, ale do strefy biznesowej trafiliśmy dopiero wtedy, kiedy partner naciskał. I tutaj moja dobra rada! Zawsze naciskajcie. Jeśli jesteście z małym dzieckiem, w przypadku opóźnienia samolotu, możecie tam w spokoju czekać na to, co będzie dalej. Kiedy tu trafiliśmy, Zośka przynajmniej na godzinę zasnęła. Bezcenne, że w takiej strefie nie słychać co chwila tych wszystkich komunikatów w tle. Że są wygodne fotele. I że można napić się kawy, albo wody i coś zjeść. 

Kiedy już wiadomo było na pewno, że nasz samolot nie poleci, partner chodził w kółko do linii dopytywać o to, co dalej. W środku nocy wrócił z informacją, że lecimy o 4.30 i że udało mu się załatwić nam miejsca w klasie premium.

Wylecieliśmy.

Lotnisko w Doha. Jedna z restauracji

ps. Wszystkie zdjęcia z cudnego lotniska w Dosze.

Visited 161 times, 1 visit(s) today

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *