O pierwszych dwóch tygodniach na rajskiej wyspie Bali z Zośką, mogłabym napisać coś w stylu „powiedz Bogu o swoich planach, a on się z nich pośmieje”. 

Z planowania bowiem wyszły nici. Jest za to oddech ulgi, że poza samym „ambitnym” dość pomysłem na miesięczny wyjazd w okolice równika z maluszkiem, nie było tu dodatkowych atrakcji w stylu częste zmiany lokacji czy super dogłębne zwiedzanie wyspy. 

Dzieje się sporo od samego przylotu. O opóźnionym locie już pisałam, wiec do niego nawet nie chcę wracać, ale intensywnie jest na tyle, że ja, obiektywnie dość mocno zaprawiona w bojach, z umiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach „w drodze”, trzy dni temu powiedziałam partnerowi, że marzę o jednym dniu (jednym), żeby nic się nie zadziało. Żeby Zośce nic nie dolegało. Żeby nie było wysypki, biegunki, wymiotów … żeby miała apetyt, i żeby było jej komfortowo od rana do wieczora. 

I uwaga! Na Wyspie Boga, bo takim mianem określa się Bali, zadziała się rzecz niezwykła. Powiedziałam te słowa na głos i następnego dnia Zośka obudziła się radosna i wyspana. Zjadła śniadanie (ba, z dwiema dokładkami). Potem poszliśmy na basen, po którym miała długą drzemkę. Po drzemce pojechaliśmy do restauracji na obiad. Tutaj pozwolę sobie na małe wtrącenie i polecajkę jednocześnie. Restauracja Zest to miejsce, do którego musicie (kurcze, nie lubię tego „musisz”, „musicie”, ale naprawdę musicie) dotrzeć, jeśli tylko będziecie Ubud. Sami trafiliśmy tu z rekomendacji znajomej i chwała jej za to. Wszystko jest tu bajeczne. Lokalizacja, charakter miejsca, wegańskie dania, które wyglądają jak małe dzieła sztuki, ludzie … o frappe z mleczkiem kokosowym nie wspomnę. 

Zest w Ubud. Bali

Zest w Ubud. Bali

Zest w Ubud. Bali

Wracając jednak do Zośkowego tematu. Nasza mała dziewczyna zjadła tu obiad. I to prawie cały! A potem „poeksplorowała” przestrzeń dookoła Zest. Po powrocie zaś do hotelu cały czas świetnie się bawiła. Zasnęła bez problemu i przespała całą noc. 

Razem w Ubud, Bali.

Zośka i Krzysiek. Ubud.

Ten jeden dzień był jak pobyt w Krainie Szczęśliwości. Cieszyliśmy się z partnerem każdą minutą. Jaki to jest poziom radości, kiedy Maluch jest zdrowy. Kiedy nic mu nie dolega. Kiedy można z nim docierać w fajne miejsca i cieszyć się nimi razem. 

W Ubud. Bali.

Ten jeden dzień to był i jest dla mnie cały czas taki wyciskacz łez, że hej! „Dziecko to jest niespodzianka” powiedziała moja ciocia lekarka, która przez kilka ostatnich dni radziła mi zdalnie jak działać z zatruciem, którego nabawiła się tutaj Zośka. Myślę o jej słowach cały czas… Bezcenne doświadczenie jakim jest możliwość bycia z dzieckiem tu na planecie i podróżowania z nim opiera się właśnie na zrozumieniu, że z dzieckiem nigdy nic nie wiadomo. Że nie ma pewników. Jedna wielka i nieustająca lekcja pokory. Dziecko uczy wszystkiego. Wszystkiego. I po wylanym morzu łez patrząc na Zośkę, której nie było w ostatnim czasie dobrze, wiem to na pewno. 

Visited 77 times, 1 visit(s) today

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *