Jeśli wybieracie się na cudowne Bali, z czystym sercem polecam Wam kilka miejsc. To adresy, które w czasie naszego miesięcznego pobytu na wyspie były tzw. strzałami w dziesiątkę. Dla całej naszej trójki, ale też tylko dla mnie. W drogę.
Dwa adresy w Canggu
Desa Kitsune. Komu znana jest francuska marka odzieżowa Maison Kitsune, ten bez wątpienia powinien tu trafić. Obok bowiem kawiarenki Desa Kitsune znajduje się butik brandu. Jest to też jednak fajne miejsce dla dzieci, które chodzą wokół figurek-lisków, dotykają je i uśmiechają się do nich. Zośka nie mogła się na nie napatrzeć. Efekt? Niemal codziennie „odwiedzaliśmy” liski, popijając przy tym niezłą matcha latte i jedząc lody.
Itsumo. Jeśli zaś o lodach mowa, tego adresu nie możecie przeoczyć. Obłędnie wspaniałe, jedwabiste lody o smaku śmietankowym w chrupiącym wafelku znajdziecie właśnie w Itsumo, japońskiej, szalenie minimalistycznej kawiarence, w której menu poza nimi widnieją tylko tarty i herbata. Za to jakie!
Pięć adresów w Ubud
Lazy Cats. Gdybym miała wskazać adres, pod którym można było znaleźć nas w Ubud najczęściej, to z całą pewnością byłaby to restauracja Lazy Cats. Bajecznie oryginalna, o niesamowitej atmosferze, ze wspaniałym, wegetariańskim menu. Zośce było tu przyjemnie, a i my odkryliśmy w Lazy Cats parę nowych, super smaków.
Zest. Skoro jesteśmy przy temacie kulinarnym, nie mogę nie wspomnieć o restauracji Zest, o której zresztą już ostatnio pisałam. Bajeczne to miejsce. No bajeczne, po prostu. Z kilkoma propozycjami dla maluszków w menu.
Ps. Spróbujcie sernik z marakują. Niebo!
Casa Luna i Casa Luna Cooking School. Historyjka jest taka, że zanim trafiliśmy do restauracji, zapisałam się na pięciogodzinny kurs gotowania, organizowany właśnie przez Casa Luna. I tutaj małe wtrącenie: jeśli jesteście w stanie podzielić się obowiązkami tak, że jedno z was będzie mogło zostać z dzieckiem, z serca polecam. Kurs rozpoczyna się wizytą na lokalnym ryneczku, a potem w bajkowej przestrzeni ma miejsce przygotowanie kilku indonezyjskich potraw. Ja wybrałam kurs, w czasie którego przygotowywaliśmy m.in. mie goreng (smażone nudle) – moje ulubione wyspiarskie danie.
To, że dwa dni póżniej trafiliśmy do restauracji było już tylko kwestią czasu…
Periplus. Największa księgarnia w Indonezji. W sumie gdybym tu była bez dziecka, pewnie nawet bym nie zajrzała, ale jednak będąc tak długo w drodze, Zośce z czasem znudziły się zabrane z domu zabawki i kilka książek… Periplus spadł mi wtedy z nieba. Przeogromna ilość książek dla dzieci, rysowanek, malowanek, gier, itd. Zaglądałam tu kilka razy i za każdym razem wychodziłam z czymś, co Zośka z przyjemnością brała (i cały czas bierze) w ręce.
Hatiku. Butik z zabawkami i ubraniami dla dzieci. Przeurokliwe miejsce. W niewielkich rozmiarów butiku z zewnątrz wyglądającym niczym domek z werandą, spędziliśmy dość sporo czasu. Zośka znalazła tu bowiem drewnianą układankę i każdy jej niemal 60 elementów oglądała z uważnością. Dopiero potem zauważyła całe mnóstwo innych, pięknych zabawek. Bardzo polecam.
Trzy adresy w Sanur
Costa by Monsta. Świetne, szalenie przestronne miejsce, przy plaży. W dodatku z bajecznym menu. Wiatr we włosach, przyjemna muzyka i fantastyczne jedzenie, wszystko to w Costa by Monsta.
ViaVia. Cudowne miejsce, które pomimo tego, że nie jest położone przy plaży, przyciąga uwagę i piękne spędza się tu czas. Można wybrać miejsce na poduchach i obserwować co dzieje się na ulicy, wewnątrz przy stoliku, albo na leżaku przy basenie. ViaVia to takie miejsce, które ucieszy dużych (artystyczny klimat) i małych (ech, te poduchy). Odbywają się tutaj także różne eventy. My trafiliśmy na uroczy craft market.
Nest Beachside Spa. Na koniec relaks w wydaniu solo. W dodatku relaks najwyższych lotów. Nest Beachside Spa to miejsce, do którego można udać się na cudowny masaż ciała, stóp, głowy, czego tam tylko sobie zamarzycie. Ja wybrałam masaż ciała o magicznej nazwie Serenity Candle Massage. Powiedzieć, że było magicznie to mało.
Ech Bali, Bali… Już tęsknię.