Nie wygląda jak typowy bohater bajki dla dzieci. Ma rozczochrane futerko, szeroki uśmiech i śmiesznych dziewięć zębow oraz spojrzenie, jakby właśnie miał coś zbroić. Labubu szturmem zdobył i zdobywa serca małych i dużych. Skąd się wziął ten mały dzikus i dlaczego nie można się w nim nie zakochać?
Kim jesteś, Labubu?


Labubu trafił w ręce Zośki kilka dni temu. Uroczy potworek z serii Let’s Checkmate, ma futerko w żółtym kolorze, nonszalancko założoną koronę, a w łapkach trzyma pluszowe, różowe serduszko. Moja przyjaciółka Aga, obdarowując nim Zośkę, może nie przewidziała, że żółty Labubu z miejsca stanie się moim (tak, moim) ulubionym winylo-pluszakiem. Co ja jednak na to poradzę, że rozbraja mnie ten jego szalony uśmiech na pół twarzy za każdym razem, kiedy na niego patrzę.
Labubu, którego zdążyło już pokochać pokaźne grono gwiazd, takich jak David Beckham (urocza historyjka o tym jak to brązowego Labubu, piłkarz dostał od swojeJ córki na urodziny), Rihanna czy Dua Lipa, to postać stworzona przez pochodzącego z Hongkongu, artystę i ilustratora, Kasinga Lunga. W 2015 roku Lung stworzył serię The Monsters (Potwory), w której łączą się ze sobą dziecięca wyobraźnia, nutka mroku i baśniowość. Całość inspirowana jest fascynującą artystę, mitologią nordycką. W kolekcji postaci (figurek i ilustracji), każda ma wyrazisty charakter, dziwny, choć pełen uroku wygląd oraz emocje, takie jak samotność, radość, złość, czy ciekawość.



W byciu sobą tkwi siła
Labubu idealnie wpisuje się w potrzebę „bycia sobą”. Zamiast księżniczki czy superbohatera, dziecko ma trochę dziwnego, bardzo przyjaznego potworka, którego figlarna buźka sprawia, że od razu chce się śmiac. CaŁa magia Labubu polega na tym, że nie jest idealny, a w tej nieidealności jest absolutnie doskonały.



Wreszcie ogromny potencjał kolekcjonerski. To już dla dorosłych
Wiadomo, my dorośli docenimy Labubu za zupełnie inne rzeczy niż dzieci. To miniaturowe dzieło sztuki, często wypuszczane w limitowanych edycjach, z różnymi wersjami, kostiumami i pozami, z łatwością stanie się dla nas obiektem pożądania. Fantastycznym i dobranym do własnego charakteru czy nastroju, unikatowym „elementem” wyposażenia wnętrz.
PS. Ago kochana, jeszcze raz dziękujemy.


