Nie byłam z tego rozdania, że „przygotowywałam się” do porodu, połogu i rzeczywistości z maluszkiem. Nie rozczytywałam się w historiach innych kobiet czy poradach ekspertów jak sobie radzić i funkcjonować w tym czasie. Gdyby jednak dziś któraś z moich przyjaciółek zapytała mnie o „cenne” rady na ten wyjątkowy czas, podarowałabym jej książkę „Połóg. Pierwszy rok życia rodzica” Zuzanny Kołacz-Kordzińskiej. Może po jej przeczytaniu byłaby dla siebie trochę bardziej łaskawa i czuła niż ja byłam dla siebie. Może nie obwiniałaby się tak bardzo kiedy jej maluszek zalewałby się łzami, a ona nie wiedziałaby jak mu pomóc. Może więcej by odpuszczała i może niepotrzebnie nie robiłaby z siebie Matki-Polki.

„Połóg. Pierwszy rok życia rodzica”, tak dobrze przeczytaliście.
Nie dziecka, ale rodzica. Bo wraz z pojawieniem się na świecie dzidziusia, pojawia się na świecie także rodzic. Niejako rodzi się. Wszystko co dzieje się od teraz, jest nowe. Zuzanna Kołacz-Kordzińska – autorka książki wydanej przez wydawnictwo Natuli zabiera nas w podróż niezwykłą, która ropoczyna się ciążą, a kończy w momencie kiedy maluszek przebywa na planecie okrągły rok. W szalenie ważnej publikacji wiele porad autorki chwyciło mnie za serce. Najważniejsze są dla mnie trzy. O nich poniżej.
Wahania nastrojów po porodzie są w porządku.
Autorka książki pisze „… pozwólmy emocjom przepływać przez ciało, dajmy sobie czas, a także szansę na to, aby inni o nas zadbali. Dużo odpoczywajmy, odsuńmy na bok domowe obowiązki i skupmy się na sobie oraz dziecku. Jedzmy smacznie i pożywnie, pijmy dużo wody. Otoczmy się ludźmi, którzy pozytywnie wpływają na nasze samopoczucie. i najważniejsze – bądźmy dla siebie łagodne i cierpliwe”. Dziś, kiedy czytam te słowa, myślę sobie jak bardzo nieskomplikowanie brzmią. A jednak w rzeczywistości tej łagodności i cierpliwości dla samej siebie często mi brakowało.
Supermama nie istnieje.
Te słowa to balsam na duszę. Już w ciąży ma się taką wizję, że będzie się najlepszą mamą na świecie. Z jednej strony jest strach, że jak to będzie, a z drugiej jest to założenie, że będzie się najdoskonalszą wersją siebie – dążącą do perfekcji, ogarniętą, uśmiechniętą (zawsze) itd. Uwalniające jest pozwolenie sobie na bycie „wystarczająco dobrą” mamą. Taką, która nie wie wszystkiego o swoim dziecku, ale uczy się maluszka we własnym tempie. Taką, która nie bierze wszystkiego na siebie, ale potrafi prosić o pomoc i taką, która uśmiecha się kiedy jest radosna i pozwala sobie na łzy, kiedy jest jej smutno.
Autorka w przepiękny sposób pisze o wyrozumiałości dla siebie „Zostanie matką nie oznacza, że musimy rozumieć czego potrzebuje nasze dziecko. Nawet kiedy urośnie, może to sprawiać trudność – to zupełnie normalne, ponieważ rodzicielstwo jest podrożą, w której mijany krajobraz zmienia się w błyskawicznym tempie”.
Tymczasem gdy rodzi się matka, rodzi się matczyne poczucie winy.
Poczucie winy odczuwa się za każdym razem, kiedy okazuje się, że coś się zaniedbało, albo gdzieś popełniło się błąd, zrobiło się maluszkowi krzywdę, albo doprowadziło do jego dyskomfortu. Zuzanna Kołacz-Kordzińska pisze „…rodzicielskie poczucie winy może np. wynikać z przekonania, omyłek, że rodzice powinni ochronić dzieci przed wszystkim, co w świecie złe. Tymczasem – to niemożliwe. Opieka i wychowanie to proces, w którym będzie dochodziło do wypadków oraz wypaczeń. Rodzicielstwo to nie tylko ochrona, ale pokazywanie świata i towarzyszenie w jego odkrywaniu”.
Lżej na sercu, prawda? Autorka radzi, aby w przypadku zauważenia u siebie poczucia winy, zaakceptować je bez pogrążania się w dołującym stanie. Chodzi raczej o uznanie, że mamy prawo popełniać błędy. O odpuszczenie sobie.
W takim duchu, z czystym sercem bardzo polecam.
to będzie idealny prezent dla moich znajomych, którzy spodziewają się dziecka. Dziękuję za polecajkę
taaaaaak! cudowna książka. żałuję, że nie trafiłam na nią wcześniej.