Tym razem piszę o trzech przedmiotach, które przez kilka pierwszych miesięcy życia ukochanego bobasa sporo ułatwiają. Trochę w gadżeciarskim duchu, ale polecam.
Nie jesteśmy modelem rodziny, w którym „więcej znaczy lepiej”. Nie byliśmy przygotowani przed narodzinami Zośki na to, że „mogą nam się przydać” dziesiątki rzeczy, z których potem jednak większość się nie przydaje. Nie wyszliśmy z założenia, że trzeba mieć na zapas, bo może jednak będzie potrzebne. Wychodziło w praniu, jak mówią. Jak już coś kupowaliśmy, z reguły trafialiśmy. Tym sposobem dzielę się listą trzech rzeczy, które u nas nie tylko się sprawdziły, ale też bardzo ułatwiły i uprzyjemniły nam nową codzienność.
Małpiszon w buzi, czyli gryzak Matchstick Monkey
Nie będę kłamać. Gryzak Matchstick Monkey kupiłam, bo… nie sposób było go nie kupić. Moje serce jak tylko go zobaczyłam, zdobył doskonały design przedmiotu, przepiękna, żywa kolorystyka i wreszcie fikuśna postać małpki. Jak tyko zaś gryzak trafił w maleńkie rączki Zośki, zdobył jej uwagę i zainteresowanie.
Gryzak duńskiej marki wykonany jest z eco-przyjaznego silikonu, pozbawionego jakichkolwiek szkodliwych substancji. Z tyłu główki, małpka posiada miękką szczoteczkę do masowania dziąseł (można na nią nawet nałożyć żel kojący). Niemowlak wkłada sobie zwierzaka do buźki i przynosi mu to ulgę w trudnym dla niego czasie.
Z czasem nasz małpiszon stał się pierwszą szczoteczką „uczącą” Zośkę nawyków higieny jamy ustnej.

Smoczek do podawana owoców Konges Slojd
Od silikonowego smoczka (właściwie dwóch) zaczęła się nasza fascynująca przygoda z owocami. Powiedzieć, że Zośka „pochłaniała” jedną za drugą porcję arbuza i melona i trzeba było tylko nadążać z wypełnianiem smoczka owocami, to mało.
Silikonowy smoczek Konges Slojd do podawania owoców uważany jest za najwygodniejszy i najbardziej bezpieczny patent przy pierwszych samodzielnych próbach karmienia malucha. Minimalizuje ryzyko zakrztuszenia się i jest szalenie wygodny. Poleca się go od 6. miesiąca życia. Poza walorami praktycznymi, znowu nie sposób nie wspomnieć o jego walorach estetycznych. Dasz radę przejść obojętnie obok prześlicznego szarego kotka i waniliowego króliczka? Jasne, że nie dasz.

Mięciutka lampka nocka z króliczkiem Miffy
Znowu będzie o silikonie, ale poza tym, że tak świetnie się u nas sprawdził, to jeszcze jestem jego fanką. Jego i króliczycy Miffy, tym samym w wyposażeniu naszego mieszkania nie mogło zabraknąć lampki nocnej o nazwie Miffy First Light.
Urokliwa lampka jest dziełem holenderskiej marki Mr. Maria, sama zaś króliczyca Miffy jest bohaterką holenderskiej książeczki dla maluchów, która odniosła ogromny sukces na całym świecie.
Lampka dostępna jest w trzech rozmiarach – 30 cm, 50 cm i 80 cm. Pierwsza wersja jest silikonowa, dwie kolejne wykonane są z twardego polietylenu. U nas wersja z mięciutkiego silikonu sprawdziła się (i rok póżniej wciąż się sprawdza) doskonale. Wrzucamy lampkę do łóżka i wybieramy jedną z kilku mocy światła. Zośka dusi króliczka, zgina mu uszka i świetnie się nim bawi, a przy okazji także zasypia. Zabieramy go ze sobą w każdą podróż.
